niedziela, 25 stycznia 2009

niedziela, 11 stycznia 2009

Narty w dolinie Susa



Wreszcie udało mi się wybrać na narty w Alpy włoskie. Udaliśmy się (wraz z kolegą) do doliny Susa, znajdującej się najbliżej Turynu.

Około 90 km od Turynu znajduję się kilka słynnych kurortów narciarskich. Najsłynniejsze z nich to Sestriere, tuatj też jest Pragelato, Sauze d'Oulx, Sansicario, Cesana, Claviere and Mongenevre. To miejsce gdzie odbyły się igrzyska olimpijskie (Torino 2006). Możemy spróbować swych sił na trasach alpejskich.


Sestriere to snobistyczne i drogie miejsce, tutejsza betonowa architektura nie powala. Większość tras to trasy dla zaawansowanych narciarzy. Znajomi włosi polecili nam Claviere, mała urocza wioska, nieopodal, ceny za karnety były niższe i ludzi mniej. Musze zaznaczyć, że większość wymienionych miejscowości jest ze sobą "narciarsko" połączonych, zatem kupując łączony karnet można szusować startując z jednego obszaru i przemieszczać się do kolejnego.

Kupiliśmy łączony karnet na Claviere-Mongenevre, cena jednodniowa to 32 EU i to niska cena jak na warunki alpejski. Dodatkowo zakupiłem ubezpieczenie: cena 2 EU.

Niech mi będzie wolno zaznaczyć, że Mongenevre znajduję się już po stronie francuskiej, ale w sumie trudno to zauważyć, tu Europa jest naprawdę zjednoczona.

Nie miałem własnego sprzętu, wiec go zapożyczyłem. Cena 16 EU za cały sprzęt. Jakość sprzętu lepsza niż w polskich wypożyczalniach. Niestety nie zwróciłem uwagi na jakość nart. W praniu wyszło, że krawędzie były zupełnie wyjeżdżone. Na szczęście tego dnia nie było oblodzonych szlaków.


Śniegu było niesamowicie dużo, to jest wyjątkowa zima, takiego śniegu nie pamiętają najstarsi alpejscy górale;). Ludzi było niewiele, brak kolejek do wyciągów, większość krzesełek na wyciągach jeździła nieobsadzona.

Trochę było drogo jeśli chodzi o przekąski. Tradycyjne włoska, górska potrawa, polenta z parówkami to 12 EU, grzane wino 3.5 EU.

W Claviere mamy bardzo dużo tras, o zróżnicowanym stopniu trudności, od szlaków czarnych, miejscami to są po prostu pionowe ściany;), poprzez szlaki czerwone (średnio-zaawansowane) do szlaków niebieskich miejscami płaskimi trasami.

Można było wjechać na szczyty powyżej 2 500 m.n.p.m. Stamtąd prowadziły trasy czarne, czerwone. Pogoda była piękna i żal było wracać do Turynu.

Mam nadzieje, że przed opuszczeniem Turynu, raz jeszcze wrócę na stoki alpejskie.

p.s.

Niech mi będzie jeszcze wolno napisać, że wyciągi pracują od 8.30 do 16.30.

sobota, 29 listopada 2008

Torino Film Festival

W Turynie rok rocznie odbywa się festiwal filmowy. Dlaczego tutaj? Turyn to miejsce wyjątkowe w historii kina włoskiego. To tutaj powstała pierwsza we Włoszech wytwórnia filmowa, to tutaj znajduję się muzeum kina, to tutaj wciąż kręci się dużo włoskich filmów.

Tegoroczny festiwal był dwudziestym szóstym, odbywał się w okresie 21-29 listopada.
Prezentowano tutaj raczej filmy niszowe. W tym roku honorowym gościem festiwalu był Roman Polański. Pokazano jego najważniejsze filmy, poczynając od "Noża w wodzie", a kończąc na "Pianiście". Już kilka tygodni wcześniej w muzeum kina zorganizowano ekspozycję (głównie plakaty filmowe) poświęconą Polańskiemu.

W tym roku był jeszcze jeden polski akcent na festiwalu, pokazano przegląd filmów Andrzeja Wajdy. Od "Kanału" do "Katynia". Ja wybrałem się na "Zemste", film reżyserowany przez Wajdę z Polańskim w roli Papkina. Chyba włosi mieli problemy ze zrozumieniem przesłania...

Filmy były pokazywane w kilku kinach. Można było próbować rezerwować bilety przez internet. Jednak w praktyce prościej było się udać do kina. Zawsze było miejsce. Każdy film pokazywany był kilka razy.

niedziela, 23 listopada 2008

Festyn na Madama Cristina...




Już kilka dni poprzedzających zamknięcie ulicy Madama Cristina (na której mieszkam) można było zauważyć, że coś się święci. Wzdłuż chodników były rozwieszone wstążki z komunikatami zabraniającymi parkować. Nie miałem zielonego pojęcia dlaczego...


W niedziele rano okazało się, że cała ulica została zamknięta, okoliczni sklepikarze i restauratorzy zorganizowali stragany, sprzedając na nich różnego rodzaju towary, jedzenie. Około południa odbyły się oficjalne obchody święta, dzielnicy. Na placu Madama Cristina, w miejscu gdzie codziennie jest targ warzywny, odbyła się uroczysta msza święta. Następnie lokalny zespół folkrorystyczny zaprezentował swoisty pokaz.


Był to pochód na czele, którego szli pary "arystokratów" w strojach osiemnastowiecznych, tak przynajmniej mi się zdaję. Potem szła gruba perkusistów, bębniarzy, grając jakąś rytmiczną melodię, a na końcu grupa z flagami (charakterystycznymi dla dzielnicy).

W pewnym momencie flagowi rozpoczęli pokaz, podczas którego w wymyślny sposób wymachiwano flagami. Najbardziej zaawansowani podrzucali kilka flag jednocześnie...


Musze powiedzieć, że spodobał mi się ten festyn. Widać, że włosi przywiązują dużą wagę do swojej tradycji, starają się ją jakoś kultywować i tego możemy uczyć się od nich...

Turyn – miasto naprawdę alpejskie




Przeciętny turysta może wątpić w alpejskość Turynu, może nawet zastanawiać się, dlaczego w 2006 roku odbyły się tutaj zimowe igrzyska olimpijskie (patrz).

Fakty jednak są takie, że Turyn jest otoczony Alpami, od północnej, zachodniej i południowej strony. Wschodnia część miasta leży na dość rozległych i stosunkowo wysokich wzgórzach, najwyższe jest chyba wzgórze z bazyliką di Superega (patrz).

Wspomniane uwarunkowania geograficzne połączone z dużym uprzemysłowieniem miasta sprawiają, że większą cześć roku, Turyn spowity jest mieszanką smogu i mgły. Dlatego przeciętny turysta może spędzić w Turynie nawet miesiąc i może wątpić w prawdziwość zdjęć panoramicznych przedstawiające okoliczne szyty alpejskie, które widoczne są podobno gołym okiem z Turynu.

Jednak raz na jakiś czas, po całonocnej wichurze, coś w rodzaju naszego halnego, smog i mgła znikają i ukazuje się nam przepiękna panorama. Szczególnie porą zimową, gdy szczyty bielą się w słońcu i kontrastują z ciemnymi dolinami i błękitnym niebem.

W takie dni z miasta widać wyraźnie Monte Viso, Grand Paradiso, Monte Rosa oraz dolinę Susy, która jest po zachodniej stronie miasta. Widać także Sacra di San Michele (patrz). Przyznaję, że gdy włosi opowiadali mi, że klasztor ten jest widoczny, w pogodne dni, z Turynu, uważałem to za jeszcze jedną tubylczą legendę.

Przedwczoraj (w piątek) w nocy dość mocno wiało, w sobotę rano na niebie nie było ani jednej chmurki, podobnie była i dziś, w niedziele. Tak więc w miarę wczesnym niedzielnym przedpołudniem udałem się do muzeum gór, na wzgórze kapucynów (patrz). Na dachu muzeum znajduję się taras widokowy, jest tutaj także legenda, za pomocą, której rozpoznamy główne szczyty alpejskie. Udało mi się zrobić nie najgorsze zdjęcia, kilka z nich zamieszczam na tym blogu.



Góry rzeczywiście widać jak na dłoni, wydają się być na wyciągnięcie ręki, jednak w rzeczywistości, trzeba spędzić około godziny, może więcej, w samochodzie by dojechać do najbliższej doliny.

Mimo tego Turyn niewątpliwie jest miastem alpejskim…


P.S.
Jedna mała uwaga niezwiązana z Alpami i Turynem. Wychodząc z muzeum gór zauważyłem na wystawie sklepu z pamiątkami, kartonowe modele szopek krakowski, do samodzielnego składania, było to wydawnictwo polskie. Rozejrzałem się uważniej i zauważyłem także dużą liczbę różnych folderów reklamujących Kraków, Kraków miasto szopek bożonarodzeniowych, trzy dni w Krakowie itp. (wszystko było w języku włoskim) Widać, że miasto królewskie Kraków postawiło na cichą promocję, wykorzystuje swoje atuty (tradycję i kontakty) i reklamuję się nawet w muzeum górskim w Turynie.

Rozumiem, że jacyś krakowscy alpiniści zaszczepili te krakowskie szopki na wzgórzu Kapucynów. Jednak przychodzi mi do głowy taka smutna refleksja związana z Wrocławiem. Prezydent Dutkiewicz właściwie wmówił wrocławianom i znacznej części Polski, że Wrocław najlepiej rozwijającym miastem jest. Staraliśmy się nawet o EXPO. Innymi słowy pan Rafał Dutkiewicz prowadzi bardzo szumny PR, ale ten wielki szum jest słyszalny tylko w mieście Wrocław i jego okolicy. Bo czy ktoś jest w stanie wymienić miasta na świecie, które poprzednio organizowały EXPO? Ja wiem, że w 2012 będzie EXPO w Mediolanie, jednak wiem to z reklam rozwieszonych w tym mieście…

Chyba nie tędy droga, może lepiej wydawać pieniądze na cichą, ale skuteczną promocję. Wiadomo, że z Krakowem będzie ciężko wygrać, słyszałem, że wielu katolików włoskich jeździ do Krakowa i jego okolic na wycieczki śladami Jana Pawła II. Kraków ma swoją specyfikę i tradycję. No, ale ma także większe lotnisko, lepiej skomunikowane z regionem i z centrum miasta. Wrocław za to starał się o EXPO i EIT…, a lotnisko wygląda jak wyremontowany PRL’owski dworzec PKS…

wtorek, 18 listopada 2008

Il Museo Nazionale dell’Automobile


W Turynie, mieście FIAT’a (wymawiać z akcentem na „I”), mieści się, a jakże, muzeum samochodowe. Zanim napiszę o muzeum, niech mi będzie wolno napisać kilka słów dygresji o regionie (Piemoncie), w którym mamy siedzibę Fiata.


Człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo Turyn i Piemont, jest uprzemysłowiony. To tutaj produkuję się lub produkowało przedmioty i produkty najbardziej zaawansowane technologicznie. Z Piemontu pochodziła firma Olivetti (z Ivre’y niedaleko Turynu). Gdy patrzymy na mapę miasta, albo spojrzymy na Turyn ze wzgórza z bazyliką de Superega, zauważymy fabrykę fiata na południu miasta, a na północy znajdują się fabryka IVECO, dziś także należące do Fiata. Ponadto Turynie siedzibę ma znana Lavaza, oraz Ferrero.

Nic, więc dziwnego, że w Turynie słodycze i samochody odgrywają pierwszoplanową rolę. Podobno przez wiele lat Fiat wstrzymywał budowę metra w mieście, by utrzymywać większą sprzedaż samochodów…

Wracając do głównego tematu, w Turynie znajduje się narodowe muzeum automobilizmu. Jest to jedno z wielu narodowych muzeów w tym mieście, z tych ciekawszych, są jeszcze narodowe muzeum gór, narodowe muzeum kina (patrz) i pewnie jeszcze kilka innych, o których zapomniałem, albo nawet nie wiem o ich istnieniu.

Muzeum mieści się na końcu (idąc na południe), słynnego w Turynie, Parco del Valentino. Zdaje się, że stała siedziba muzeum jest w przebudowie, bowiem ekspozycja mieści się w pobliskiej hali wystawienniczej, chyba zbudowanej przed ponad stu laty z okazji wystawy przemysłowej...

W tym roku Turyn jest światowa stolicą wzornictwa przemysłowego „Turin World Design Capital 2008”. Z tej okazji muzeum samochodowe przygotowało trylogię wystawienniczą. Pierwsza ekspozycja, Novocento, której niestety nie widziałem, ukazywała samochód na przestrzeni ostatnich stu lat.



Druga część trylogii zatytułowana Velocita, poświęcona było samochodom osiągającym duże prędkości. I tak prezentowano modele, które biły światowe rekordy szybkości, gdzieś na pustyniach ameryki północnej. Nie zbrakło bolidów formuły 1, głównie Ferrari. Pokazano również samochody rajdowe. Ciekawostką był Fiat Panda, który brał udział w wyścigu Paryż-Dakar. Ale na wystawie można było się także przyjrzeć Ford’owi T, który zapewne nie często przekraczał dozwoloną prędkość.


Przy wielu samochodach stały oryginalnie zaprojektowane krzesła (z okazji Turin World design...). Można było na nich usiąść. Wszystkie były wygodne i stabilne, mimo, że część z nich wydawała się niepewna w konstrukcji.

Ostatnia część trylogii została zatytułowana Dream, i tutaj zaprezentowano samochody przyszłości, a może marzeń, Trudno mi jest to określić, bo prezentowano i stare modele i nowe. Były samochody zasilane na baterie słoneczne i zwykłe silniki spalinowe. Ta ostatnia wystawa nie była tak spektakularna ja poprzednia.

poniedziałek, 10 listopada 2008

Całun Turyński


Jedną z najbardziej znanych i tajemniczych relikwii kościoła katolickiego jest całun Turyński. Do dziś nie wiadomo, w jaki sposób powstał, czy jest wielką mistyfikacją czy namacalnym śladem po Mesjaszu.

Kiedy pojawiłem się w Turynie, mimo, że całun jest zwany Turyńskim, jakoś tak nie kojarzyłem, że znajduję się on gdzieś tutaj, w którymś z kościołów. Przypadkiem w kościele uniwersyteckim, natknąłem się na zdjęcie całunu, a raczej negatyw zdjęcia, bowiem w obrazie z negatywu widać wyraźną postać człowieka. W kościele tym wisiała, także kopia oryginału wykonana z jakiegoś sukna. To zdarzenie uzmysłowiło mi, że jestem w mieście całunu.

Całun po raz pierwszy pojawił się 544 r. w Odessie. Następnie po blisko 500 latach przeniesiono go do Konstantynopola. W 1353 r. po kolejnych zawieruchach, związanych z wojnami krzyżowymi, całun staje się własnością Goffredo de Charny (Lirey, dzisiejsza Francja).

W 1453 r. całun został podarowany prze Małgorzate de Charny Ludwikowi Sabaudzkiemu, który przechowywał go do roku 1578 w Chambery (Francja), następnie całun został przeniesiony do Turynu.

Dziś całun znajduje się w katedrze Turyńskiej, znajdującej się pomiędzy zamkiem królewskim, a piazza Republica, przy via XX septembre.

Całun przetrwał dwa pożary, które pozostawiły na nim swoje piętna, pierwsze zdarzenie miało miejsce w 1534 r., a drugie, całkiem nie dawno (w 1997 r.). Po śmierci Umberto II, całun zgodnie z testamentem, przeszedł na własność stolicy apostolskiej jednak z zastrzeżeniem, że nigdy ma nie opuścić Turynu.

Dziś całun leży zamknięty w skrzyni, znajdującej się w jednej z kaplicy bocznych (lewej) katedry turyńskiej. W kościele znajduję się także fotografia całunu.